Końcówka kwietnia i początek maja to pracowity czas dla polskiej „ngo online sfery”. Za nami:
hashngo, czyli nowe technologie dla organizacji obywatelskich
I Konferencja Social Media w służbie organizacji pozarządowych Poznań/Wielkopolska
a przed nami jeszcze:
Now! Go Online, w którego organizację jestem zaangażowana
7. Międzynarodowa Konferencja Fundraisingu
Sektor 3-0
Na prawie wszystkich tych imprezach będziecie mogli mnie spotkać i posłuchać moich „mądrości” życiowych. Ja natomiast będę uważnie wsłuchiwać się we wszystkie prezentacje i podglądać organizacje innych eventów. Tak samo jak to robiłam na hashngo, po którym mam mnóstwo spostrzeżeń i znaków zapytania w mojej głowie. Formuła open caffe, którą przyjęli organizatorzy (uczestnicy są zaproszeni do dyskusji z poszczególnymi prelegentami w mniejszych podgrupkach i po jakimś czasie przechodzą do kolejnego) to świetny pomysł. Zwykle bowiem słuchacze krygują się podejść i porozmawiać o nurtujących ich zagadnieniach. Tutaj byli do tego zobowiązani. Ja sama dzięki temu mogłam dowiedzieć się czegoś więcej na temat hackatonów i kto wie… Połączenie jednak tej części z przerwą kawową chyba nie było najlepszym pomysłem. Do dziś czuję się winna, że odebrałam niektórym możliwośc zaspokojenia głodu. Połączenie konferencji i wykładów z mniejszymi warsztatami dało możliwość zrozumienia tematu z różnych perspektyw, a ostatecznie mocniej się zintegrować dzięki kameralnemu nastrojowi ostatnich godzin. Z drugiej strony hashngo przypomniał, to co zauważam za każdym razem jak wracam do Krakowa na spotkania ngosowe. Wiele małopolskich organizacji ma kompleks Warszawy, ma też kompleks wielkości swoich instytucji. Tak jak to pierwsze jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo inne możliwości, bo mniej firm, bo inne podejście do CSR (choć mimo wszystko z nie wszystkim się zgadzam), to jednak tekstów, które usłyszałam: „Wy już długo rozmawialiście, więc oddajcie mi Waszego rozmówcę, bo ja jestem małą organizacją i to mi powinno się poświęcać czas” nie zrozumiem za nic. Polska strefa ngo jest wspaniała, mnóstwo mniejszych i większych organizacji robi fantastyczne rzeczy, więc skąd ten ból związany z wielkością i to żądanie, „bo mi się należy” i poczucie krzywdy, że „nikt się mną nie interesuje”? To oczywiście nie jest powszechna postawa, większość uczestników zarażała pozytywnym nastawieniem i dumą z tego, co robią, ale jednak…Bądźmy dumni z tego co robimy, chwalmy się tym, cieszmy się, że zmieniamy świat! Tak jak twórcy platformy kultury, uczestnika moich warsztatów na hashngo, zachęcają innych, żeby byli animatorami kultury i pokazywali to bez krępacji.
A na koniec bonusik – moja prezentacja na temat współpracy ngo z e-przyjaciółmi: blogerami, liderami opinii, wolontariuszami, fanami.
Pan Kuba
24 kwietnia, 2013
Od dawna znane i badane są antagonizmy warszawko-krakowskie. Kiedyś widniał nawet w jednym z centralnych miejsc krakowskiego dworca napis = Witamy Ciuli z Warszawki…
Oczywiście traktuję to jako żart – Krakówek niby trzyma sztamę z Wrockiem, bo Wrocek to taki mały Lwów, co jest oczywistą bzdurą, tak jak bzdurą jest syndrom warszawski w organizacjach pozarządowych.
Jako niezależny obserwator stwierdzam co następuje:
Środowiska są inne – Warszawa ma większe szanse bo aglomeracja jest większa. Jest świeży powiew nauki a w Krakowie to wszystko się dusi w kotlinie razem ze smogiem…
Kraków jest hermetyczny i brakuje mu powietrza.
Wszyscy narzekają w Krakowie na Prezydenta i miasto.
a na koniec cytat ” A my co w Krakówku? Kiszeczka”